Rzuciła torbę na stolik między mężem a synem,
cmoknęła Jacka w policzek i obejrzała się na Edwarda, harcują-cego w basenie z grupą chłopców i dziewcząt. - Tatuś powiedział, że zostaniesz dziś w łóżku. - Sophie zmaterializowała się nagle przy matce. - Cześć, ślicznotko! Posmarowałaś się dobrze? - Jasne. - Miła ta koleżanka - zauważyła Lizzie, patrząc na dziewczynkę, z którą rozmawiała Sophie. - To Daniela. Włoszka, ale fantastycznie mówi po angielsku. - Patrz, mamo, Ed znowu nurkuje - zawołał Jack. Spojrzała, ale za późno. Już tylko rozpryśnięta piana znaczyła miejsce, gdzie smukłe, opalone ciało starszego syna zniknęło pod wodą. Obróciwszy się z powrotem do Jacka, nie dostrzegła na jego twarzy ani śladu zawiści i ta wspaniałomyślność wzbudziła jej podziw. - Mamusiu, idę popływać - oznajmiła Sophie. - Chcesz pójść ze mną? - Mamusia na pewno woli sobie odpocząć - uprzedził jej odpowiedź Christopher. - Ależ z przyjemnością się zanurzę. - Lizzie szybko ściągnęła przez głowę sukienkę i zrzuciła sandały. - A co z Danielą? - Ona nie lubi pływać. No chodź już. Matka z córką wynurzyły się z wody piętnaście minut później i poszły prosto pod prysznic, żeby zmyć z siebie sól. Wracając potem na swoje leżanki, minęły Edwarda. - Idę po colę - powiedział. - Są chętni? - Dla mnie lody - zawołała Sophie. - Gelato. - Trochę za wcześnie na lody - zaprotestowała Lizzie. - Och, mamusiu... - Mają tu dobry sok z pomarańcz - zaproponował Edward. - Świeżo wyciśnięty. - O, to ja poproszę. Przynieś mi, synku, dobrze? - A dla mnie lody... proszę! Czekoladowe! - Sophie pobiegła naprzód, zostawiając na ziemi ślady mokrych jeszcze stóp. - Masz dość pieniędzy? - spytała Lizzie. - Tatuś powiedział, żeby podpisać rachunek. Spojrzała w stronę leżanek, gdzie Christopher wycierał już Sophie ręcznikiem. Dziewczynka śmiała się głośno i z daleka wyglądało, jakby ojciec ją łaskotał. W głowie Lizzie rozbłysło ostrzegawcze światełko. - Nie! - krzyknęła tak głośno, że parę osób się obejrzało. Wcale się tym nie przejęła. W paru susach znalazła się przy leżance, chwyciła przestraszoną córkę za rękę i odciąg-nęła od Christophera. - No co? - spytała Sophie. - Mamusiu, co ty robisz? Lizzie policzki płonęły. Puściła dziecko, zdając sobie sprawę, że z głupoty i desperacji wdarła się na terytorium, którego przysięgła nie tykać. Teraz