Podniósł
się i ruszył do drzwi. Zatrzymał się na progu, odwrócił i uśmiechnął. - Muszę ci to powiedzieć - zażartował miękko. - Wyglądałaś bardzo naturalnie, siedząc tu i trzymając Benjamina na kolanach. Te słowa sprawiły jej nieoczekiwaną przyjemność. Jednak musi się trzymać. - Co w tym dziwnego? - zareplikowała, wchodząc za nim na schody. - Każda kobieta ma instynkt macierzyński, to żadna nowość. Nie skomentował. Szła za nim w milczeniu. Oczywiście, że każda kobieta to ma. Każda reaguje, gdy widzi przestraszone czy zasmucone dziecko. To instynkt. W jej przypadku zaskakujące jest to, że odkryła go w sobie dopiero tutaj, mieszkając pod dachem Pierce'a. Ale to wcale nie znaczy, że zamierza go w sobie rozwijać. Ma swoje plany. Już i tak dużo poświęciła. Pod wieloma względami. Niektórych Pierce nawet by się nie domyślił. Teraz nadszedł jej czas. I zamierza z tego skorzystać. - To jak to wyglądało? - Pierce siedział obok od dobrych dziesięciu minut i nie mógł już dłużej milczeć. Znalazł Amy w ogrodzie. Przyglądała się bawiącym się dzieciom. Z kilku starych prześcieradeł, sznurka i kartonów Benjamin i Jeremiah budowali sobie domek. Amy siedziała pod dębem i obserwowała ich z uśmiechem. - Ale z czym? - Jak wyglądało twoje dzieciństwo bez mamy - przypomniał łagodnie. Nie odpowiedziała od razu, tylko podniosła na niego swoje przepastne brązowe oczy, w których pojawił się jakiś niepokój. Może uznała to pytanie za zbyt osobiste? Pierce poczuł się trochę niezręcznie, ale ciekawość była silniejsza. Naprawdę bardzo chciał się czegoś o niej dowiedzieć. - Chyba nie czujesz się urażona? - zapytał. Amy pokręciła głową, jednak nadal milczała. Chciał ją trochę rozluźnić, dlatego zaczaj inaczej: - Moja mama była dla mnie kimś bardzo ważnym. Odegrała ogromną rolę w moim życiu. Gdyby jej nie było... nie umiem sobie tego wyobrazić. Amy ledwie dostrzegalnie uniosła jedno ramię. - Pierce, nie tęskni się za czymś, czego się