mamy już za sobą. I wściekam się na samego siebie, bo może to
moja wina, że ona aż tak mnie nie cierpi, by grać ze mną w ten sposób. - Paskudny rodzaj gry - zauważył Karl. - Ale jednak tylko gra. - Matthew wytworzył sobie wreszcie jasny pogląd na sytuację. - Ani przez chwilę nie sugeruję, że Flic miała złe zamiary. Raczej zamierzała mnie trochę podrażnić, a przede wszystkim wystrychnąć na dudka. - Nie rozumiem, czemu nie obgadałeś tego z Karoliną. - Bo to mój problem, nie chciałem jej martwić. - Może jednak się mylisz. Może Flic naprawdę zgubiła bransoletkę? No właśnie, zreflektował się Matthew, kiedy już po rozmowie siedział, patrząc w przestrzeń. Oto główny powód, dla którego nie zwierzył się żonie z podejrzeń. Karl, jako jego przyjaciel, nie miał powodu, by trzymać stronę dziewczyny, a nawet on uznał, że Matthew widzi nieistniejące problemy. Cóż dopiero Karo, ich matka? - Jeszcze pracujesz? Matthew obrócił się na krześle. W drzwiach jego boksu stał Phil Bianco. - Już kończę. - I załatwiasz prywatne telefony? - Oprawki okularów Phila błysnęły złotem. - Dzwoniłem do przyjaciela w Berlinie. I użyłem mojej własnej karty AT&T. - No dobrze. Chociaż wolimy, żeby personel załatwiał w biurze tylko sprawy służbowe. - Będę o tym pamiętał - zapewnił go Matthew. Raczej mi to nie pomoże, pomyślał, przechodząc z Bedford Square w Bayley Street. Bianco wciąż odnosił się z niechęcią do jego obecności w Londynie. I jawnie ją okazywał. Matthew skręcił w Tottenham Court Road i szedł w kierunku północnym, do stacji metra Goodge Street. Po drodze wciąż analizował swoje odczucia, mając nadzieję, że nie wpada w paranoję, i to na obu frontach: pracy i domu. Oczywiście nie istniał żaden prawdziwy powód, dla którego dyrektor mógłby go tępić. Nawet jeśli naprawdę uważał, że Laszlo King narzucił mu nowego pracownika, bo miał do niego słabość, to Bianco, jako szef londyńskiego biura, mógł zaprotestować przeciw temu przeniesieniu, gdyby mu zależało. Matthew wszedł na stację metra, po czym zjechał schodami na peron. Idąc już w stronę pociągu uświadomił sobie, że jednak nie ma paranoi. Owszem, Bianco go nie lubi, ale nic nie świadczy o tym, że szef lubi któregokolwiek z młodszych architektów. Prawdopodobnie jest po prostu chłodny z natury i każdy przejaw uprzejmości w pracy uważa za stratę czasu. Na stację wtoczył się pociąg w kierunku Edgware. Matthew wszedł do wagonu i znalazł siedzące miejsce. Problem w tym, rozmyślał, że jakoś nic nie sprzyja jego zadomowieniu się w Londynie: ani opryskliwość Bianca, ani fakt, że wrobiono go z łapanki w nudny projekt kompleksu handlowego w Clapham (zapewne kara za kosmiczną szybkość przeniesienia), ani koledzy - o wiele mniej życzliwi niż ci w Berlinie i Nowym Jorku. W końcu