ludzkiej istoty w polu widzenia.
– Plato powinien przysłać z nami uzbrojonego strażnika – prychnęła Madison. Lucy westchnęła. – Zostańcie tutaj, a ja sprawdzę, czy rzeczywiście trafiliśmy we właściwe miejsce. Odpięła pas i ostrożnie wysiadła z samochodu. Psy nie zareagowały. – Widzisz, J.T.? – uśmiechnęła się do zdenerwowanego syna. – Wszystko w porządku. Skinął głową, ale nie wydawał się przekonany. – Nie denerwuj się, Lucy – odezwał się naraz nie wiadomo skąd męski głos. – Trafiliście. – Tam! Ktoś jest na ganku! – wykrzyknął chłopiec, wskazując na chatę. – Zostań tutaj – powtórzyła Lucy ostrzegawczo i weszła na ganek po dwóch rozchwianych schodkach. Na zardzewiałych hakach wisiał stary hamak, a w nim kołysał się mężczyzna z kapeluszem naciągniętym na oczy. Miał na sobie dżinsy, kowbojskie buty i koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci. Wszystkie części garderoby były brudne i znoszone. Zauważyła jeszcze długie nogi, płaski brzuch, mocno umięśnione, opalone ramiona i dłonie pokryte odciskami. Żółty pies wdrapał się na ganek i rozłożył się pod hamakiem. – Sebastian? Mężczyzna zsunął kapelusz z twarzy i utkwił w niej spojrzenie szarych oczu. – Cześć, Lucy. – Plato mnie tu przysłał – powiedziała trochę niewyraźnie, bo jej usta zupełnie wyschły od kurzu. – Tak przypuszczałem. – Przyjechałam do Wyomingu w interesach. Są ze mną moje dzieci, Madison i J.T. Sebastian nie odpowiedział i nie sprawiał wrażenia, jakby zamierzał podnieść się z hamaka. – Mamo, J.T. krwawi! – rozległ się głos Madison. Lucy obejrzała się. Jej córka w panice wyciągała brata z samochodu. J.T. obejmował dłońmi nos. Spomiędzy jego palców kapała krew. – O rany – jęknęła jego siostra, rzucając mu papierową chusteczkę. – Odchyl głowę do tyłu! – zawołała Lucy, biegnąc w ich stronę. Pseudo owczarek zaczął szczekać. Sebastian coś cicho wymamrotał i pies natychmiast ucichł. J.T., powstrzymując łzy, wdrapał się na schodki. – Zabrudziłem fotel w samochodzie. – To prawda! – zawołała Madison. Sebastian niespodziewanie stanął obok Lucy i spojrzał na chłopca. – Nic mu nie będzie. To przez to suche powietrze i kurz. Madison patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, wyraźnie oszołomiona. Lucy skupiła się na synu. – Czy możemy skorzystać z twojej łazienki? – Nie mam łazienki. Woda jest w pompie za domem – odrzekł Sebastian i spojrzał na Madison.