na koźle i groźnie na nią łypał.
- Zejdź mi z drogi, panienko! - ryknął. - Muszę dostarczyć towar. - Nic mnie to nie obchodzi. Nie masz prawa bić tego biedaka. - Niech pani sama spróbuje zmusić go do pracy. Też by go pani zachęcała w ten sposób. - Ja nie biję zwierząt! Sin dostrzegł gniewny błysk w oczach mężczyzny i dłoń zaciskającą się na bacie. Zbiegł po schodach i nim woźnica zorientował się w sytuacji, wskoczył na koło i wyrwał mu z ręki bicz. - Pani nie lubi, jak zwierzęta cierpią, a ja nie zniósłbym, gdyby jej stała się krzywda - rzucił przez zaciśnięte zęby. Mleczarz przełknął ślinę. - Ja nie... Ja tylko zarabiam na życie, milordzie, a pani nie chciała zejść mi z drogi. Sinclair zeskoczył na ziemię. - Lady Althorpe sprzeciwiła się twojej metodzie obchodzenia się ze zwierzęciem, a nie sposobowi zarabiania na życie, człowieku. - Ale... - Ile? - Co ile? - Za konia, wóz i mleko. - Lord z wózkiem mleczarza? - Właśnie szukałem sobie jakiegoś hobby. Ile? - Nie mógłbym się rozstać ze starym Joe za mniej niż dziesięć funtów - oznajmił woźnica, krzyżując ramiona na piersi. Cena była wygórowana, ale Sin nie miał ochoty na targi. Poza tym nie chciał znowu rozczarować żony. - Dam ci dwadzieścia, żebyś mógł kupić silnego kucyka, którego nie będziesz musiał bić. Zgoda? - Tak, milordzie. - W takim razie zsiadaj. Romanie, zapłać temu człowiekowi. Grimsby, nakarm zwierzę. Orser, załaduj mleko do któregoś z moich pojazdów i zawieź je do najbliższego sierocińca z pozdrowieniami od lady Althorpe. Wydawszy polecenia, odwrócił się do Victorii. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie i jednocześnie niepewność. Najwyraźniej spodziewała się bury. Widać nie pierwszej w życiu. - Stary Joe nie będzie mieszkał w domu razem z resztą twojej menażerii - uprzedził. Przez chwilę patrzyła na niego bez słowa. Potem jej fiołkowe oczy się zaiskrzyły. - Dobrze. Wracamy? - Tak. A przy okazji, Lord Baggles chrapie w bibliotece. - Zaraz go stamtąd wezmę. - Po co? Przystanęła na najniższym stopniu i spojrzała na niego z góry.